Dewa na moście Czinwat
O dewach pisałam już (niewiele) w notatce pt. „Mamuny” z 18.08.2015. Definicję tam podaną chciałabym uzupełnić: dusze opętujące żywych w świecie materii niekoniecznie są duszami zmarłych ludzi. Wydaje się, że dominują w tym przypadku dusze innych istot rozumnych, które w różnych okresach istnienia Ziemi się na niej pojawiały i tu umarły, nie odchodząc poza czas. Czasem nie są to także dusze pojedyncze, lecz potrójne – triady. Dewa, czyli demon, to dusza silnie obciążona karmicznie, „odrabiająca” pokutę w czasie stojącym (tzw. czyśćcu); naprawdę niezły gnojek! Z czyśćca nie da się wyjść bezpośrednio poza czas i nie pomoże tu najlepszy psychopompos – przewodnik dusz umarłych. Dlatego celem opętującego dewy jest swoista droga na skróty: doprowadzenie do śmierci opętanego gospodarza i odejście wraz z nim przez most Czinwat. Ogólnie mówiąc, mechanizm metafizyczny polega na odcinaniu przez dewę ciała swojego gospodarza od żywienia i skłanianie go do nieustającej aktywności (wchodzenia w chwilę). A żywienie ciała materialnego odbywa się poza chwilą, wtedy, gdy dusza w nią nie wchodzi – gdy wybiera refleksję, namysł, ugruntowanie doświadczeń.
Moda na odbywanie podróży astralnych, opuszczanie ciała i wyprawy w niefizyczne światy, to potencjalne zaproszenie dewy do zajęcia ciała. Jak już się to stanie, dusza gospodarza nie jest w stanie poradzić sobie sama. Uwolnienie wymaga pomocy z zewnątrz: przywrócenie żywienia, odcięcie demona od ciała gospodarza i odesłanie go do czasu stojącego. W przeciwnym wypadku można tylko podsumować zyski i straty gospodarza. Zyskiem jest wyjście przez most Czinwat, opuszczenie czasu (jeśli komuś nie odpowiada dalsze życie w materii..). Wbrew pozorom, wyjście poza czas w chwili śmierci nie jest powszechnym zjawiskiem. Strata to także wyjście przez most Czinwat. Bo jest tak, jak w odzyskiwaniu ubezpieczenia na życie: trzeba najpierw umrzeć..